LOKALIZACJA: Małopolska. Powiat Myślenicki.

Aktualności

poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Michał Śliwa wygrał mistrzostwo Świata, Europy i Polski!

Myślenicki rider Michał Śliwa stał się już prawdziwą dowhillową legendą. Po triumfie w Mistrzostwach Europy, potwierdził dominację w tym sezonie w swojej klasie i dorzucił jeszcze tytuł Mistrza Świata oraz Mistrza Polski

Zmagania najlepszych zjazdowców świata odbywały się tym roku w Andorze, w ośrodku Vallnord - w narciarskiej mekce, która również od kilku lat ze względu na świetne, strome zjazdy stała się areną zmagań downhillowej elity. Wśród zacnego grona zawodników reprezentujących kategorię masters, nie mogło zabraknąć naszego reprezentanta, który nie ukrywał, że w tym sezonie goni swoje największe marzenie i chce założyć mistrzowską koszulkę z „tęczowym” logiem UCI.

Wszystkich mastersów startujących w mistrzostwach podzielono na kilka kategorii wiekowych, a Michał ścigał się z oponentami z przedziału 35-39 lat. Zawodnik z Myślenic reprezentujący barwy teamu Top Riders od samego początku udowodnił, że jego szumne zapowiedzi, to nie tylko puste słowa i w kwalifikacjach nie miał sobie równych. Podobnie było w finałowym biegu, gdzie zameldował się na mecie z czasem 4:58.05, wyprzedzając o blisko cztery sekundy drugiego Włocha Fabrizio Dragoni (5:01.62), a podium uzupełnił Brazylijczyk Markof Bertholf z wynikiem 5:03.93.

- O tej „tęczy” marzyłem 17 lat. Wiele wygranych, porażek, wypadków, łez szczęścia i dni w ortezach, czy gipsie. Wiele wspomnień ten medal i koszulka będzie mi przypominać. Dziękuję rodzinie, żonie Magdzie - to największy skarb i sponsor bo bez nich nie zrobiłbym nic. Dwa lata temu byłem tam, marzyłem i byłem blisko; niestety upadek i uszkodzony bark nie pozwolił walczyć w finale. Jednak jeśli mocno marzysz i wierzysz, że się uda, to się spełnia. Mam nadzieję, że to nie ostatnia i będą jeszcze „tęcze” w moim życiu, teraz już będzie lżej – tak swój sukces komentował Michał.

Po rywalizacji w Andorze przyszedł czas udowodnić prymat na krajowym podwórku podczas Mistrzostw Polski - Diverse Downhill Contest. Dziewiętnasta już odsłona mistrzostw pokazała, że dyscyplina ta, jak i same zawody mocno wpisały się w krajobraz góry Żar. Na starcie oczywiście stawiła się czołówka polskiego kolarstwa zjazdowego, a ich występy oraz obecność tysięcy kibiców sprawiły, że górę opanowała atmosfera prawdziwego sportowego święta, podczas którego emocje sięgały zenitu. I tu nie znalazł się mocny na Michała, który tym samym został pierwszym zawodnikiem w historii polskiego zjazdu, który może poszczycić się potrójną koroną. Wygrał z czasem 2:37.86 wyprzedzając Aleksandra Wieczorkiewicza (strata 2.89 sek.) oraz Mateusza Jasińskiego (strata 5.71 sek.).

- Startuję już blisko 20 lat. Teraz zdobyłem już praktycznie wszystko to, co było do zdobycia. Przed każdym sezonem powtarzam: to będzie ostatni, ale to trochę jak nałóg. Gdy kilka dni nie jeżdżę, to „nosi mnie”, jestem podenerwowany, myślę tylko o jednym - mówił 36-letni Michał. Na szczęście póki co, nie dotrzymuje słowa i miejmy nadzieję, że tak jeszcze pozostanie.

Michał Śliwa: Wszystko zaczęło się w 1997 roku w Myślenicach, gdzie rozgrywane były zawody w downhillu, spodobało mi się. Szczególnie połączenie jazdy na rowerze i kontaktu z przyrodą. A do tego jeszcze ta szybkość i adrenalina - musiałem spróbować. Ludzie nawet mówią, że to sport dla wariatów, ale to nieprawda. Przez pierwszy rok jeździłem na bardzo kiepskim rowerze, daleko było mu do prawdziwych zjazdówek. Treningi też nie były proste - wywrotki, kontuzje. Z każdym kolejnym siniakiem uczyłem się jednak czegoś nowego. Rodzice nie byli zachwyceni moją pasją. Przy każdej kontuzji złościli się na mnie, prosili, bym już z tym skończył, zwyczajnie się o mnie bali. W końcu przyszły efekty - z roku na rok przybywało dyplomów, medali, a szafka zaczęła uginać się od pucharów. Jeśli ktoś trenuje i wciąż to go cieszy, to na starcie nie staje po to, by zająć 3. czy 5. miejsce. Staje po to, by dać z siebie wszystko, by znów osiągnąć szczyt.

Źródło: Gazeta Myślenicka