LOKALIZACJA: Małopolska. Powiat Myślenicki.

Kultura

środa, 19 czerwca 2024

Myślenicki Rynek rozbrzmiał jazzowym festiwalem

Patrząc na popołudniowe niebo nad Myślenicami, można było mieć poważne obawy, czy to muzyczne święto Myślenic nie zostanie przeniesione z Rynku pod dach Myślenickiego Ośrodka Kultury i Sportu i przede wszystkim czy dopiszę frekwencja taka jak podczas poprzednich edycji imprezy. Można było się również obawiać, czy chwilę po tak pechowo przegranym meczu z Holandią na Mistrzostwach Europy będziemy mieli ochotę posłuchać tak wesołej muzyki. Obawy okazały się przesadzone. Szósta edycja Myślenickiego Festiwalu Jazzu Tradycyjnego „Jazz nad Rabą” była jedną z najbardziej udanych w historii.

Można powiedzieć, że już od samego startu, czyli od początku pochodu nowoorleańskiego, w którym uczestniczyli wszyscy muzycy zaproszeni na Festiwal oraz cheerleaderki „Tytus” Jolanty Pitali, słuchaczy przybywało z minuty na minutę. Dołączali w trakcie pochodu ulicami Myślenic, a potem już na płycie Rynku, zwabieni skocznymi dźwiękami trąbki, puzonu, banjo, kontrabasu, saksofonu, skrzypiec, perkusji i śpiewem żeńskim oraz męskim. Była radość muzyków wykonujących utwory i ta radość udzielała się słuchającym, a potem nawet zaczęła się poprawiać pogoda i już po godzinie trwania zaczęło wyglądać słońce. I był JAZZ. Tradycyjny, ale chyba we wszystkich swoich odcieniach. To zdanie dotyczy w głównym stopniu otwierającego całą imprezę zespołu South Silesian Brass Band (Adam Abrahamczyk - trąbka i wokal, Jerzy „Kali” Wenglarzy - perkusja, Daniel Bober - saksofony: sopranowy, tenorowy; klarnet, flet, Piotr Rożankowski - kontrabas, Sebastian Wieczorek - puzonista, Adam Dzierżęga - pianista, Marian Siwicki - banjo, gitara, Elżbieta Skrzymowska - skrzypce, wokal). Obchodzący w tym roku 50 lat istnienia rybnicki ansambl jazzowy, to chodzący i grający przykład tego, co z tak zastanej wydawałoby się formuły dixielandowego grania można wycisnąć. Zagrali chyba najdłuższy set w historii „Jazzu nad Rabą”, bo trwał grubo ponad godzinę, ale warto było nie uronić z niego ani sekundy, żeby przekonać sie jaką drogę przebył w ciągu tego półwiecza zespół, który w 1974 nazywał się jeszcze Jarapataj i był orkiestrą dętą grającą takie utwory jak „Karliku, Karliku co tam robisz w Rybniku”. Dzisiaj, chociaż lider zespołu Adam Abrahamczyk pamięta jeszcze początki zespołu South Silesian Brass Band, to grupa, w której są wszystkie odcienie jazzowego grania, bo w instrumentarium obok tradycyjnych dla tego typu muzyki puzonu, banjo czy trąbki jest miejsce na skrzypce i głos żeński (Elżbieta Strzymowska). Natomiast w repertuarze pojawiły się utwory Counta Bassiego, Teda Snydera czy nawet Django Reinhardta. Taki zespół potrafiłby festiwal sam utrzymać na swoich barkach, co zresztą poniekąd czyni, bo jest organizatorem corocznego Silesian Jazz Meeting w Rybinku.

Podobne wrażenia towarzyszyły występowi Slavia Dixieland Band z Krosna (Beata Oliwa – wokal, Michał Golenia – fortepian, aranżacje, Jan Prajsnar – trąbka, Dominik Banaś – klarnet, Jakub Wojtowicz – puzon, Andrzej Baran – gitara basowa, Adam Zajdel – banjo, gitara akustyczna, Andrzej Wais – perkusja). To trochę taki podkarpacki odpowiednik South Silesian Brass Band. Są nieco młodsi stażem od swoich śląskich kolegów, ale ukonstytuowali się również na bazie pewnego wcześniejszego bandu, a konkretnie „Jazz Bandu” działającego od 1999 roku w GOK w Niebylcu (20 kilometrów od Krosna) oraz istniejącej jeszcze w latach 70. w Krośnie formacji Vitro Band. Łączą epokę swingu z transkrypcjami muzyki ludowej i popularnej także polskie piosenki epoki międzywojennej. Nowy Orlean w ich wykonaniu to synteza ragtime’u, bluesa i spirituals. Cole Porter oraz Henryk Majewski, Louis Armstrong i Irving Berlin.

Do najbardziej klasycznego stylu nowoorleańskiego nawiązuje natomiast RB Dixie Five (Roman Bartnicki – suzafon, Robert Szczerba – puzon, Janusz Witko – klarnet, Marc Sheppard– trąbka, wokal, Wiktor Zydroń – banjo) z Tarnowa. Ten kwintet to marzenie każdego akustyka, bo grają na instrumentach, których nie trzeba nigdzie podłączać, idealny skład pod wszelkie parady jazzowe, bo mogą grać i maszerować jednocześnie oraz prawdziwa rozkosz dla każdego słuchacza, który chce na scenie zobaczyć prawdziwy „ogień”, „czad” etc. Założony w 2014 roku przez Romana Bartnickiego kwintet to po prostu sceniczny żywioł. Grali na pierwszej edycji „Jazzu nad Rabą”, zagrali również w niedzielę. Z tym samym porażającym efektem, a solówka Wiktora Zydronia na banjo była kwintesencją instrumentalnego mistrzostwa.

Na koniec wyjątkowo, bo zawsze inaugurowali festiwal, usłyszeliśmy gospodarzy czyli myślenicki QL Dixie Band (Piotr Gofroń - banjo, gitara, wokal, Zbigniew Morawski - klarnet, saksofon, Paweł Pukowiec- puzon, Dominik Borek - trąbka, Mieczysław Starzec - kontrabas, Adam Nalepa- perkusja). W składzie wydawałoby się osłabionym, bo bez występującej w tym samym czasie w Another Pink Floyd Kasi Kubiczek, ale jednak nie do końca. Zbigniew Morawski i spółka dbają o przekazywanie jazzowej pochodni następnym pokoleniom i dzięki temu mogliśmy usłyszeć jak debiutują na tak dużej scenie Gloria Kubiczek w utworze „Cheek to Cheek” oraz Milena Gubała „These Foolish Things”. Jak wypadły? Wspaniale i coś nam się zdaje, że to nie ostatnia edycja z udziałem tych dziewczyn. Na koniec zaś wybrzmiały dźwięki nieśmiertelnego hymnu Harlem Globetrotters „Sweet Georgia Brown” i to było idealne podsumowanie tych kilku godzin z tradycyjnym i mniej tradycyjnym jazzem przez duże J.

Źródło: Gazeta Myślenicka